wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 5.


Dzwonek. Ostatni na ten dzień. Przynajmniej dla mnie. Na zajęcia pozalekcyjne nie zostaję. Nie należę do żadnego klubu. Jeszcze nie oszalałam. Zgnietliby mnie jak robaka, za którego już i tak większość szkoły mnie miała.
Zaczęłam pakować książki do torby, opóźniając czas wyjścia o tyle, o ile to było możliwe. Pozwoliłam tłumowi wyjść pierwszemu. Nie chciałam znów wylądować u pielęgniarki i wrócić do domu z gipsem i żołądkiem pełnym dziwnych "witaminek". Podeszłam do drzwi, w których nagle stanął nasz wychowawca z jak zwykle ogromnym uśmiechem przylepionym do twarzy. Spojrzałam na niego zdziwiona, ale nagle przypomniałam sobie co go tu tak naprawdę sprowadza. Uśmiechnęłam się do niego i cofnęłam w stronę jego biurka. Mężczyzna wszedł do klasy nieco zbyt żwawym krokiem i siadł na fotelu. Oparł łokcie na biurku i złączył dłonie. Nagle jego twarz przybrała poważniejszego wyrazu.
- Tak więc, Kahee... Chciałem porozmawiać z tobą o twoich brakach w nauce. Znaczy, nie żebyś była najgorsza w klasie, co to, to nie! Ale sporo brakuje ci również do tego, by być chociaż w tej lepszej połowie. Nie chcę cię załamywać, ale wypadasz gorzej od Chanyeola. - spojrzałam na niego pustym wzrokiem. Naprawdę wyglądam na osobę, którą mogłyby obchodzić oceny, a tym bardziej to, że jestem gorsza od jakiegoś tam przygłupa z mojej klasy? Wzruszyłam tylko ramionami. Minho westchnął ciężko na moją reakcję i zapadł się głębiej w fotel. Położył rękę na czole, masując palcami lekko skronie. - Posłuchaj, ja naprawdę chcę ci pomóc. Ale jeśli nie będziesz współpracować nic z tego nie wyjdzie. Doskonale sobie zdaję sprawę z tego w jakiej sytuacji się znajdujesz, ale nie możesz pozwolić sobie na to, by to aż w taki sposób oddziaływało na ciebie w szkole.
- Otrzymuję już pomoc. Od Baekhyuna...
- Tak, słyszałem. Ale nie sądzę, by to cokolwiek dawało, patrząc na twoje oceny. - Wychowawca nagle podniósł się z krzesła. Jego oczy lśniły z podekscytowania. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie skakać ze szczęścia. Przy jego wzroście mógłby wybić dziurę w suficie. Obstawiam przy tym, że szkoła byłaby szczęśliwsza gdyby tego jednak nie zrobił. - Mam! Moja droga! Mam idealny pomysł! I wiem, że się sprawdzi! Patrząc na to, że Baekhyun nie jest raczej dobrym nauczycielem. Bądźmy ze sobą szczerzy, nie pozwoliłby by ktokolwiek był od niego lepszy. Ot, taki egoista. Dlatego znalazłem dla ciebie dużo lepszego nauczyciela! Korepetytora... Pomocnego kolegę! O Boże, żeby jeszcze był w szkole! - Mężczyzna podbiegł do drzwi i chwycił je za klamkę. - Zaczekaj tutaj, zaczekaj! Przecież ja jestem genialny!
I wybiegł z klasy, zostawiając drzwi szeroko otwarte. Westchnęłam ciężko i skierowałam się w stronę najbliższej ławki. To może trochę potrwać. Znając roztargnienie wuefisty i jego umiłowanie do biegania po korytarzach bez konkretnego powodu. Sięgnęłam do plecaka i wyciągnęłam pustą kartkę. Po chwili dołączył do niej długopis. Nie potrafię rysować, ale zawsze to umilało mi czas, gdy nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Zdążyłam narysować jakieś dziwnie wyglądające oko, gdy do klasy nagle wpadł Minho ciągnąc za sobą jakiegoś dość niskiego chłopaka w czapce bejsbolowej, założonej na bok. Jego mina mówiła, że nie chciał tu być. A gdy spojrzał na mnie, mnie również odechciało się tu być i zaczęłam powątpiewać w domniemaną genialność mojego wychowawcy.
Minho zamachnął się na mnie ręką, nakazując mi podejść do siebie. Niechętnie wstałam i podeszłam w ich kierunku.
- Tak więc. To jest Minseok. Kim Minseok, będąc dokładnym. Drugi, po Baekhyunie, uczeń w naszej szkole. Pnie się ku górze, nie powiem. - Nauczyciel wskazał ręką na chłopaka, który cały czas patrzył podejrzliwie w moim kierunku. - A to jest...
- Wiem kim ona jest. Cho Kahee. Chyba nie ma osoby, która by jej nie znała. - Wtrącił się Minseok. Uniosłam brwi. Czyżbym naprawdę była tak sławna? - Ale nadal nie wiem, co ona ma wspólnego ze mną. Profesor mówił, że to naprawdę poważna sprawa i wręcz wyciągnął mnie z laboratorium.
- To, mój drogi, że poproszę cię o to, byś został panienki Kahee prywatnym nauczycielem. Przynajmniej do egzaminów końcowych.
- Słucham? - Chłopak aż się zakrztusił własną śliną. Genialnie. Najpewniej trafił mi się kolejny koleś pokroju Baeka. Chyba muszę naprawdę posprzątać w mieszkaniu.

Kyungsoo tego dnia wyglądał jeszcze bardziej ponuro, niż zazwyczaj; naciągnął kaptur niżej niż zwykle, tak, że prawie zasłaniał mu oczy, a spojrzenie, jakim raczył wszystkie mijane pary trampek, mogłoby zabijać (tego dnia rekordowo – w ciągu zaledwie jednej, a nie dwóch sekund). Chłopak nigdy nie patrzył wyżej, niż musiał. Niewiele osób ośmielało się również na niego patrzeć z góry. Ostatni, który tego spróbował, wylądował w gabinecie pielęgniarki
Noszenie czegokolwiek na głowie (z wyjątkiem, rzecz jasna, włosów) było niezgodne z regulaminem szkoły. Jedyny wyjątek zrobiono dla dwóch osób: dziewczyny, ubiegłorocznej absolwentki, która przeszła chemioterapię oraz dla niego. Dyrektorka nie zwracała mu uwagi na to, że powinien opuścić kaptur – nigdy się na to nie zdecydowała, chociaż wielokrotnie zatrzymywała się, mijając chłopaka na korytarzu. Za każdym razem jednak coś ją powstrzymywało; zamierała z ręką uniesioną ku górze, jakby chciała go zatrzymać, a później kręciła głową i szła dalej. Nauczyciele robili to samo.
Chociaż na stołówce było tłoczno i nikt nie zwracał uwagi na wchodzące na nią nowe osoby, kiedy Kyungsoo przeszedł przez próg, ucichło kilka rozmów prowadzonych przy stolikach najbliżej wejścia. Za kontuarem kucharki sprawdziły odruchowo, czy lepsze kawałki bezkształtnej potrawki z kurczaka na pewno leżą w zasięgu wzroku, a dziewczyna, która właśnie opowiadała koleżankom, że nie wierzy w demony i duchy, zamilkła gwałtownie. Jej przyjaciółki nie wiedziały, czemu nagle zbladła. Ona sama również nie byłaby w stanie wyjaśnić, dlaczego po jej kręgosłupie prześliznął się dreszcz.
Kyungsoo podszedł do stolika w kącie sali. Siedziała przy nim tylko jedna osoba – wysoki, szczupły pierwszoklasista o twarzy, która nie wyrażała wielu uczuć. Tak naprawdę była jak czysta kartka; można było sobie wyobrazić, jak usta wyginają się w uśmiechu, a oczy mrużą (kto wie, może tworzyły wtedy półksiężyce?), ale w rzeczywistości to były tylko wytwory wyobraźni. Niewiele osób widziało, aby Oh Sehun okazywał cokolwiek innego niż obojętność.
- Nie jesz? - zapytał, gdy zobaczył, kto usiadł obok.
Kyungsoo pokręcił przecząco głową. Zaczął kreślić szczupłymi palcami jakieś wzory na stołówkowym stoliku; okrąg, a później, nie odrywając opuszka od blatu, zakreślił kształt zaginający się w pięciu miejscach, z przecinającymi się liniami.
- Chcesz zeszyt? Albo jakiś węgiel? - zapytał Sehun. Spojrzenie drugoklasisty powiedziało mu wszystko, więc sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej czarną pałeczkę.
Tamten wziął ją bez słowa i powtórzył ruchy, które wykonywał wcześniej. Do pięcioramiennej gwiazdy zamkniętej w okręgu dodał kilka innych symboli. Wymownie spojrzał na tackę z obiadem młodszego.
Chłopak równie obojętnie, jak gdyby rozwiązywał zadanie z matematyki, przesunął ją w stronę Kyungsoo. Podał mu również pałeczki. Później patrzył, jak papka o smaku rozgotowanego ryżu jest niecierpliwie przerzucana w poszukiwaniu względnie dużego kawałka kurczaka.
- Mogę skoczyć po udka - zaproponował. - Chyba jakieś są.
Otrzymał spojrzenie, które mogło nie tylko zabić, ale również natychmiastowo wysłać do piekła – jednak nie jego. On tylko wstał i skierował się w stronę bufetu, gdzie kucharki właśnie naprędce grały w papier-kamień-nożyce, aby wylosować tę, która będzie musiała go obsłużyć. Przegrała najmłodsza z nich. Jej twarz straciła wszelkie kolory; cieszyła się jednak, że to nie sam Kyungsoo…
Sehun wrócił po krótkiej chwili; udko kurczaka, chociaż nie wchodziło w skład menu na ten dzień, znalazło się i szybko do niego trafiło. Położył je w samym środku rysunku, który jego towarzysz właśnie wykańczał. Uważał, żeby nie rozmazać węgla – to nigdy nie miało przyjemnych konsekwencji.
Od razu podał chłopakowi również zapalniczkę, po czym wrócił do przerwanego posiłku. Kapusta nie była szczególnie świeża, więc postanowił ją sobie odpuścić, a dziwna zupa przypominała mu wszystko, tylko nie to, czym miała wyjściowo być. Przeklął w myślach, ale i tak niezbyt głośno; już kilka razy Kyungsoo złapał go na tym i to również nie należało do przeżyć, które chciałby powtarzać.
Nie zwracał uwagi na zapach spalenizny, który nagle wypełnił powietrze. Przyzwyczaił się, chociaż na początku to nieco utrudniało mu jedzenie. Teraz wiedział już, że wystarczy na te kilka minut zwyczajnie odłożyć pałeczki i spojrzeć w inną stronę.
Zobaczył Jongina, który siedział kilka stolików dalej i wpatrywał się w nich. Oszczędnym gestem pokazał mu, aby przysiadł się do nich, ale tamten pokręcił głową. Miał szeroko otwarte oczy; Sehun wzruszył tylko ramionami. Być może próbowałby dalej – lubił tego chłopaka, bo nie próbował wmawiać mu, że jest mało ekspresyjny – ale wtedy zapach palonego mięsa zaczął zanikać.
- I co? - zapytał Kyungsoo, który zaciskał usta w wąską linię.
Starszy pokręcił głową i wskazał, jakby obrzydzony, na udko kurczaka. Sehun nadział je na pałeczkę i wrzucił do swojej zupy. I tak do niczego się nie nadawała.
- Coś ciekawego? - pochylił się nad resztkami tego, co Kyungsoo przed chwilą stworzył.
- Czyjeś demony zakłócają przekaz - w odpowiedzi usłyszał cichy syk. - Ból i nienawiść - dodał po chwili, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. -Dużo bólu.
W minutę później zadzwonił dzwonek; Sehun znał plan lekcji drugiej klasy na pamięć, ale wiedział, że Kyungsoo i tak nie spieszy się na lekcje. Nauczyciele i tak zazwyczaj pojawiali się, gdy on już był w sali lekcyjnej, chociażby nawet spóźnił się o dziesięć minut.
Młodszy poczekał, aż tamten gestem pokaże mu, że może iść. Wychodząc ze stołówki, dogonił Jongina; jego blond włosy były widoczne z daleka.
- Mogłeś do nas przyjść - powiedział. - Przecież nie znosisz tych trzpiotek.
- Dzięki, wolę nie ryzykować - mruknął Kai, bezwiednie kierując dłoń ku ramieniu. Było obwiązane bandażem, pod którym znajdowała się cienka warstwa żelu chłodzącego. Pielęgniarka (nie ta szkolna, na szczęście) powiedziała, że to powinno pomóc… goiło się jednak, jakby nie został uderzony pięścią przez chłopaka postury dziecka, a raczej kopytem przez jakiegoś diabła.
- To nie moja wina, że nawinąłeś mu się wtedy w trykocie - dodał Sehun.
Dla siebie zachował fakt, że tamten mógł się domyślić, że jego dobrze zbudowana sylwetka nie będzie zbyt dobrze odebrana przez kogoś, kto na wuefie stoi z boku i tylko patrzy na boisko. Jasne, z jednej strony – skąd mógł wiedzieć? Ale z drugiej, jaki idiota wybiega z salki gimnastycznej w stroju do baletu tylko dlatego, że usłyszał huk na korytarzu? To nie było nawet nic wielkiego, jakiś dzieciak wpadł na Kyungsoo, a później na kosz na śmieci. Nikt nie kazał Jonginowi sprawdzać, co się dzieje.
- Masz matematykę? - zapytał, gdy po dłuższej chwili blondyn milczał.
Żaden z nich nie miał; Sehun wątpił, żeby pentagram narysowany pod zapisaną pracą domową się liczył. Nauczyciel mógł się jeszcze przyczepić do tego, jakim kolorem był narysowany – Cho Kyuhyun był z tych, którzy uważają, że czerwony przysługuje tylko osobom po skończonej pedagogice.
Kyungsoo był innego zdania, a spieranie się z nim nie należało do rzeczy, które Sehun komukolwiek by polecał.

1 komentarz: