piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 8.


Od dzisiaj możecie nazywać mnie samobójcą. Po całej przedwczorajszej i wczorajszej akcji, ja, jak nienormalna postanowiłam iść po raz kolejny do szkoły. Nawet w pracy nie mieli nic przeciwko. Ba, ucieszyli się nawet, że nie przyjdę. Zastanawiam się czemu.
Weszłam do budynku, zręcznie wymijając podejrzanego osobnika pilnującego drzwi. Czy on kiedykolwiek wychodził z tej szkoły? Kiedy nie spojrzeć, zawsze tam siedział. Przypominał jakieś tam stworzenie, o którym kiedyś była mowa na literaturze. Nie pamiętam, jednak imienia tego czegoś. Cer... Car... Cezary? Chyba tak.
Pierwsza lekcja minęła dość spokojnie. Poza spojrzeniami, Baekhyun nie zrobił nic podejrzanego. Głupie uśmiechy też się nie liczyły. W przerwie pomiędzy matematyką a matematyką (ktoś ewidentnie miał ubaw układając nasz rozkład lekcji) jednak nie było już tak spokojnie. Uczniowie pogrupowali się przy poszczególnych ławkach. Bez nikogo byliśmy tylko ja i ten chłopak od telefonu z wczoraj. Dziś spał. I wyjątkowo głośno chrapał.
Baekhyun wyszedł ze środka swojej grupki, składającej się w większości z dziewczyn i kilku chłopaków. Nie byłam nawet pewna czy byli z naszej klasy. Nie kojarzyłam twarzy, więc zapewne nie byli od nas. Chociaż w sumie nie znam nawet tych naszych.
- Ej, Baek. Gdzie ty znów? Przecież opowiadałem ci o tym, jaki występ ostatnio dałem! No weź!
- Zamknij się Jongdae. I tak wiadomo, że nie umiesz tańczyć. - Chłopak skierował się w moją stronę. Otworzyłam szeroko oczy i schyliłam głowę, udając, że nic nie zauważyłam. Może jak go zignoruję, to wcale do mnie nie podejdzie?
- Cześć, skarbie. - Kurde. Nici z mojego planu. Podniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka stojącego nade mną. Na jego twarzy znów widniał uśmiech z wczoraj. - Wiesz... Co do wczorajszego spotkania. Zachowałaś się raczej... Niestosownie, nie uważasz?
Westchnęłam i spojrzałam w bok. Na dworze ktoś grał w kosza z niewidzialnym kolegą, śmiejąc się przy tym jak obłąkany. To dość nietypowy widok, zważywszy na to, że to ja byłam ta nienormalną. Baek podążył za moim wzrokiem i nagle usłyszałam trzask. Chłopak stał z ręką na czole, kiwając głową w niedowierzaniu.
- Jongdae, rusz tą dupę do mnie. - Gdy wspomniany podszedł do nas, Byun wskazał ręką na grającego chłopaka. - Zabierz Yixin... Laya z boiska zanim zrobi krzywdę sobie, albo co gorsza nadszarpnie moją reputację.
Nie bardzo wiedziałam co ma doczynienia ten cały Lay z reputacją Baekhyuna. I jak mam być szczera, obchodziło mnie to jeszcze mniej. Chciałam po prostu, by mój były korepetytor zostawił mnie w spokoju. Ale na to chyba nie miałam co liczyć. Zaraz po tym, gdy przyjaciel Byuna, zwany też czasem Jongdae, lub częściej idiotą, poszedł, ten znów skierował całą swoją uwagę na mnie. Dobry Boże, za co.
- Wracając do naszej rozmowy... Skarbie.
- Wracając do matematyki, Byun. - Profesor Cho wszedł do klasy. Jego twarz jak zwykle była nietypowo skrzywiona. Dla niego wszyscy i każdy z osobna byliśmy bandą totalnych debili, których on, geniusz matematyczny, musi uczyć. Baekhyun wydał z siebie poirytowany dźwięk i wrócił na miejsce, rzucając jednocześnie w stronę Cho Kyuhyuna mordercze spojrzenie. Ten tylko spojrzał na niego z nieukrywaną pogardą i usiadł na miejsce.
Po raz pierwszy w życiu ucieszyłam się z lekcji matematyki.

Dzwonek. Cofam moje poprzednie stwierdzenie. Wcale się jednak z tej lekcji nie ucieszyłam. Po tym, jak zostałam dwa razy zawołana do tablicy, by rozwiązać jakieś dziwne równania, straciłam kompletnie wiarę w swoje umiejętności matematyczne. Profesor Cho chyba też. Przez moment miałam wrażenie, że pokłada we mnie jakieś nadzieje. Jednak, gdy się obróciłam w jego stronę, by zobaczyć, czy robię dobrze... Powiedzmy tak, nie będzie mnie na najbliższej lekcji matmy. I tej następnej też.
Skierowałam się w stronę stołówki. W brzuchu burczało mi już od dobrych dziesięciu minut. Szłam z rękoma schowanymi w kieszeniach, starając się nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z żadnym z uczniów. Liczyłam na to, że dojdę bez żadnych problemów do mojego celu. Gdy zobaczyłam wejście do kafeterii nadzieja wypełniła moje serce. Może ten dzień nie będzie aż tak tragiczny.
- Chyba idziesz w złą stronę. - Poczułam za sobą czyjąś obecność, a dobrze znany mi głos docierał wprost do mojego ucha. I w jednym momencie zostałam pociągnięta za ramię i zaciągnięta w stronę naszej pustej klasy. Cały wysiłek na marne.
Baekhyun zamknął za sobą drzwi na zamek i obrócił się w moją stronę. Spojrzałam na niego zszokowana.
- Czego ty tak w ogóle ode mnie chcesz? - Zapytałam w nadziei, że otrzymam jakąkolwiek odpowiedź. Jak zwykle się przeliczyłam. Byun posłał mi tylko jeden ze swoich uśmiechów. Zaczął iść powoli w moją stronę. W między czasie poluzował trochę krawat od mundurka. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się cofać widząc jego akcje. Trochę jak w kiepskiej dramie.
W jednym momencie chłopak doleciał do mnie i przycisnął do ściany. Spojrzał na mnie z góry i jedną ręką złapał za podbródek, zmuszając bym i ja na niego spojrzała. Na jego twarz wpełzł ten obrzydliwy uśmieszek. I po raz kolejny poczułam jego usta na swoich.
Zebrało mi się na wymioty. Po raz kolejny jestem całowana przez niego. Jednak tym razem postanowiłam zagrać w jego grę. Odwzajemniłam pocałunek i poczułam jak chłopak uśmiecha się. Zarzuciłam rękę na jego szyję przyciągając go do siebie bliżej. Baek wdarł się swoim językiem do moich ust a jego ręka powędrowała pod moją koszulę. Teraz.
Z ust Byuna wydarł się okrzyk bólu, kiedy padł na podłogę trzymając się za krocze. Otarłam usta wierzchem dłoni i bez słowa wyminęłam wijącego się z bólu chłopaka.
- Zapamiętam to sobie. - Usłyszałam, gdy wychodziłam z klasy.

Rzadko bywałam w bibliotece; kiedyś odwiedzałam to miejsce częściej, ale później przestałam chodzić do szkoły – więc tutaj także, siłą rzeczy. Pomieszczenie miało zapach starych książek i lakierowanych regałów. Kręciło mi się od tego w głowie.
Minseok czekał na mnie przy wejściu, opierał się o ścianę i wpatrywał w swój telefon. Myślałam, że mnie nie zauważy, ale pomyliłam się. Nawet na mnie nie spojrzał, ale mimo to, pomachał mi. W chwilę później, gdy ja nie wiedziałam, co robić, zaproponował żebyśmy usiedli przy jakimś stoliku.
Przygotował jakieś książki wcześniej; teraz tylko zabrał je. Było ich dużo, sięgały mu niemal do brody, wyglądały też na ciężkie… ale on niósł je, jak gdyby ważyły mniej niż kilogram. Pomyślałam, że musi być silniejszy, niż na to wygląda. Był przecież niski, prawie zrównywała się z nim wzrostem.
- Chodź - odezwał się. Wtedy zorientowałam się, że wciąż stoję w miejscu i nie ruszyłam się, nawet, gdy on poszedł do biurka bibliotekarki, żeby wziąć książki. Pokiwałam szybko głową i podążyłam za nim. Weszliśmy między regały.
Czułam się nieswojo, idąc z całkowicie obcym chłopakiem przez słabo oświetlone alejki pomiędzy mnóstwem woluminów. To wyglądało jak z amerykańskiego serialu – tylko że ja nie byłam ani trochę tak ładna, aby być jego bohaterką. W każdym razie nie tą główną.
Po chwili znaleźliśmy się w niewielkim, wydzielonym przez regały miejscu. Stał tam stolik i kilka krzeseł, a ja jak przez mgłę przypomniałam sobie, że już tu kiedyś byłam. Może nie dokładnie akurat w tym konkretnym boksie, ale przecież wiedziałam, że w bibliotece jest wiele takich kącików. Uczyłam się tutaj do egzaminów, w czasach, kiedy jeszcze miałam znajomych. Niewiele wtedy uwagi poświęcaliśmy podręcznikom i szeroko otwartej (na dowolnej stronie) encyklopedii. Opowiadaliśmy głupie historyjki albo śmialiśmy się z rysunków w książce o anatomii zwierząt.
- Może usiądziesz? - nie zorientowałam się, że mój korepetytor zajął jedno z krzeseł. Kiedy ja rozglądałam się dookoła, zdążył również wyciągnąć skądś (zapewne ze swojego plecaka) notatnik i piórnik, który był czarną, prostą tubą.
- Od… czego zaczniemy? - zapytałam, nie chcąc wyjść na kogoś dziwnego. Minseok musiał i tak myśleć, że jestem nienormalna. Nie chciałam dokładać do tego nowych wrażeń.
- Myślałem, że ty mi powiesz - chłopak odchylił się do tyłu na krześle, przyjął niedbałą pozę. - Mówiłaś wcześniej o historii. Słyszałem też, że masz problemy z matematyką - zdziwiłam się, bo nic mu o tym nie wspominałam. - I ogólnie, ze wszystkim - westchnął, a ja chyba się zaczerwieniłam.
Miałam ochotę wyjść; z tych korepetycji nie mogło wyjść nic dobrego. Czego ja się spodziewałam? Że tylko Baekhyun będzie traktował mnie gorzej niż śmiecia? Chociaż on ostatnio przechodził samego siebie, jeżeli chodziło o upokarzanie mnie. Na samo wspomnienie sytuacji w łazience robiło mi się niedobrze.  Spojrzałam na Minseoka z niepokojem, choć zupełnie nie mogłam go o nic podejrzewać.
On jednak tylko patrzył na mnie z głową opartą na dłoni i nic nie mówił. To było jeszcze gorsze niż to, kiedy wypominał mi przedmioty, z którymi nie daję sobie rady.
- Okej, historia? - zapytał, wzdychając ledwie dosłyszalnie. - Chyba omawiacie teraz drugą wojnę światową, tak? Profesor Lee zawsze jest dwa tematy w tyle za naszym - uśmiechnął się do mnie, a ja niepewnie uniosłam do góry kąciki ust. Nie miałam dokładnie pojęcia, o którym nauczycielu mówi, bo po prostu go nie pamiętałam. Może, gdybym zobaczyła tego człowieka, coś bym sobie przypomniała.
To nie tak, że nie było mnie w szkole niewiadomo jak długo. Ja po prostu...
- Okej - pokiwałam głową. Minseok zaczął kartkować podręcznik, który także wyjął z plecaka.
- Pearl Harbor - przeczytał, znalazłszy odpowiednią stronę. - Tysiąc dziewięćset czterdzieści jeden, grudzień, siódmy- zapisał to wszystko w notatniku. - Kojarzysz coś?
- Tylko nazwę - odpowiedziałam cicho, choć i ta wydawała mi się mało znajoma. Nie chciałam jednak, żeby pomyślał sobie, że jestem aż tak głupia. Nie wiedziałam czemu, ale skoro ten chłopak był dla mnie miły, czułam, że nie powinnam zbyt często zawodzić go swoją niewiedzą.
- Aha… czyli trochę tutaj posiedzimy - mruknął, a ja zesztywniałam. Chyba to zauważył. - Nie, to żaden problem! - uśmiechnął się od razu, szczerze i szeroko. - Jestem dobry z historii, ale chodzi mi o to, że do zamknięcia biblioteki chyba nie będziemy mieli czasu na inne przedmioty. Umówimy się jeszcze, tylko powiedz, o której ci pasuje - wzruszył ramionami. - Dobra, a teraz Pearl Harbor.
Pokiwałam głową i starałam się skupić na tym, co opowiadał o tym miejscu, które okazało się kryć pod angielską nazwą. W pewnej chwili wcisnął mi w dłoń ołówek i kazał „uzupełniać mapę myśli”. Po tym, co wcześniej bazgrał w notatniku, zrozumiałam, że chodzi mu o dorysowywanie strzałek i kółek na kartce. Starałam się robić to ładniej, niż on. Wcale nie było to trudne.
Minseok przez chwilę patrzył na mnie, a później pokręcił głowa, jakbym zrobiła coś źle.
- Nie rób tego tak prosto - wymamrotał. - Mam kompleksy - zachichotał cicho.
Sama również się roześmiałam; zdziwiło mnie to tak bardzo, że zakryłam dłonią usta i natychmiast umilkłam. Nie wiedziałam, że będę potrafiła cieszyć się z takich głupot…