wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 4.


Bałam się wejść do klasy; nie dlatego, żebym spodziewała się jakiejkolwiek reakcji. To nie był film, w którym wszyscy milkną, gdy pojawia się główna bohaterka… poza tym, czy ja miałam jakieś szanse, żeby być kimś poza epizodyczną postacią? Taką, która pojawia się gdzieś z tyłu, a reszta wytyka ją palcami. To pasowało do mnie zdecydowanie bardziej.
Czułam na sobie spojrzenia niemal wszystkich osób; zapomniałam, gdzie jest moja klasa i dopiero przed dzwonkiem ją odnalazłam. Zdecydowanie nie było mnie tu zbyt długo. Nie kojarzyłam wielu twarzy, które otaczały mnie z każdej strony. Jedynie pojedyncze były mi znane, chociaż niektóre z tych osób kiedyś nazywałam swoimi przyjaciółmi. Teraz to właśnie oni odwracali wzrok, gdy kierowałam się do swojej ławki. Ostatniej w klasie.
Ktoś napisał na niej „córka psychopatów”, ale udawałam, że tego nie widzę. Przewiesiłam torbę przez oparcie krzesła i wyciągnęłam z niej podręczniki. Plan sprawdziłam na stronie internetowej, ale był dla mnie całkowicie obcy. Ile razy w tym roku w ogóle byłam na zajęciach? Na pewno nie więcej niż kilka.
Cieszyłam się w duchu, że Baekhyun mnie nie zauważył. Wątpiłam, aby jakkolwiek okazał, że mnie zna, ale po jego wczorajszym wybuchu nie byłam już niczego pewna. Ten chłopak był nieprzewidywalny i mógłby chcieć, na przykład, obrazić mnie przy reszcie klasy. Pewnie tylko głośno powiedziałby to, co oni i tak o mnie myślą, ale wolałam tego uniknąć. Nie byłam ani nie jestem masochistką… i nie miałam zamiaru sprawdzać, czy chcę nią zostać.
Dwie ławki po lewo ode mnie siedział wysoki, rudowłosy chłopak w koszulce szkolnej drużyny koszykarskiej założonej zamiast koszuli od mundurka. Bawił się swoim telefonem. Nieco bliżej siedziała dziewczyna wyglądająca na strasznie znudzoną. To właśnie ona zerkała na mnie co jakiś czas, posyłając pogardliwe spojrzenia spod grubo wytuszowanych powiek.
Mimowolnie pochyliłam się nad ławką, aby włosy zasłoniły moją twarz. Siedziałam w takiej pozycji aż do momentu, w którym do klasy wszedł nauczyciel. Jego akurat poznałam, był moim wychowawcą również w poprzednim roku. Wtedy jeszcze regularnie pojawiałam się w szkole.
- Dzień dobry, dzieci! - zawołał wesoło Choi Minho, wymachując dziennikiem na wszystkie strony. Jego spodnie szeleściły ortalionem, gdy szedł do swojego biurka, aby tam z uśmiechem na ustach usiąść na fotelu. - Cisza! - krzyknął, choć nie przyniosło to żadnego efektu.
Ani na chwilę nie przestawał się uśmiechać, gdy, ogarnąwszy wzrokiem szepczących między sobą uczniów, mówił:
- Dla każdego, kto się nie zamknie, dodatkowe pięć okrążeń na wuefie! - zakomunikował.
Szmery, szum i stukanie palców o ekrany telefonów umilkły w jednej chwili. Nauczyciel poszerzył swój uśmiech, po czym otworzył dziennik. Zamiast wyczytywać każdego ucznia po kolei, przeliczył wszystkich. Gdy robił to drugi raz, zmarszczył brwi.
Wyglądał na skrajnie zaskoczonego, gdy w końcu postanowił sprawdzić obecność w bardziej tradycyjny sposób. Zrobiło mi się gorąco. W końcu wyczytał również i mnie.
- Jestem - odpowiedziałam cicho.
Ktoś zachichotał, ale nie wiedziałam, kto to. Nie znałam tych ludzi, ale oni najwyraźniej wiedzieli, kim ja jestem. To mnie nie zaskoczyło. W końcu to nie szatniarki napisały na mojej ławce „spieprzaj”.
Choi Minho otworzył szeroko oczy, ale po chwili tylko pokiwał głową i zamknął dziennik.
- Świetnie. Już myślałem, że to znowu Jongdae z trzeciej b - powiedział, nie zwracając się do nikogo konkretnego. - Pamiętacie, że dzisiaj macie sprawdzian z matmy? Trygonometria -przypomniał.
Jego słowom towarzyszył zbiorowy syk i kilka zrezygnowanych jęków.
- Jeśli znowu połowa klasy dostanie jedynki, a profesor Cho będzie mi suszył głowę, nie będziecie w stanie stać na nogach po najbliższym wuefie! Zrozumiano? - zapytał.
Nikt mu nie odpowiadał. W klasie zapadła głucha cisza; przerwał ją dopiero ten chłopak w koszulce koszykarskiej, który ani na moment nie odłożył swojego telefonu. Wydał z siebie coś w rodzaju okrzyku tryumfu. Był to w każdym razie bardzo głośny dźwięk.
- Park Chanyeol - westchnął Minho z udawaną rezygnacją, choć tak naprawdę wszystko wskazywało na to, jak bardzo cieszy się w duchu z tego, co chce powiedzieć. - Trzy dodatkowe okrążenia.
- Dziękuję!- chłopak zasalutował.- To już będzie siedem z tymi wczorajszymi.
- Osiem, Park. Osiem za… dobre sprawowanie - wychowawca uśmiechnął się z satysfakcją.
- Super! Ale dwa dla całej klasy też się liczą, prawda? - Chanyeol wolał się upewnić.
Nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pasować do tych ludzi. Co ja tam w ogóle robiłam? Czy ja naprawdę myślałam, że moje wszystkie problemy znikną, gdy wrócę do szkoły? Jeżeli tak, byłam głupia. To niczego nie rozwiązywało… wręcz przeciwnie. Czułam się jeszcze gorzej. Nie zauważyłam nawet, kiedy wychowawca podszedł do mnie i chrząknął znacząco.
- Cho Kahee - powiedział powoli, jakby musiał oswoić się z brzmieniem tych słów. - Przyjdź na przerwie do pokoju nauczycielskiego, dobrze? Chciałbym z tobą porozmawiać.

Po chwili wyszedł, a jego miejsce zajął inny nauczyciel – a właściwie nauczycielka. Wbrew temu, co sobie obiecywałam – żeby cały czas być uważną – rozluźniłam się. Kobiety były bardziej empatyczne i z jakiegoś powodu to poprawiało mi nastrój. Nie znałam tej, która weszła do klasy, bo nie uczyła mnie rok temu. Była niewysoka, ale bardzo ładna. Pewnie wiele dziewcząt zazdrościło jej gładkich loków i dużych, idealnie wpasowujących się w proporcje twarzy oczu.
Ja po prostu cieszyłam się, że to nie jest żaden mężczyzna, który najpierw mówi, a później dopiero o tym myśli. Zdawałam sobie sprawę, że nie wszyscy tacy są, ale do tej pory nie miałam najlepszych doświadczeń. Chociażby Baekhyun czy mój ojciec…
- Hello, everybody! - powiedziała nauczycielka. Usiadła nie przy biurku, ale na nim, dodatkowo założywszy nogę na nogę. Nosiła przerażająco wysokie szpilki. Różowe. - Napisaliście dla mnie te rozprawki? - zapytała. - Świetnie, przewodniczący zbierze je na koniec lekcji - gestem ręki powstrzymała kilka osób, które zaczęły przetrząsać swoje zeszyty w poszukiwaniu prac. - Teraz zapiszcie temat…
Podyktowała go bardzo szybko, a ja nie mogłam nadążyć za jej słowami. Nie rozumiałam też ani słowa z tego, co powiedziała w obcym języku. Kiedyś byłam całkiem niezła z angielskiego, miałam nawet dobre oceny, ale teraz wszystko wskazywało na to, że nie umiałabym się nawet przedstawić.
Żałowałam, że nie wybrałam akurat jutra, żeby przyjść w końcu do szkoły.
- Dlaczego nie piszesz? - nauczycielka znalazła się przy mojej ławce zanim zdążyłam zorientować się, że w ogóle się we mnie wpatrywała. Jej głos nie brzmiał przyjaźnie. Wzięła mój zeszyt w dwa palce, na których zauważyłam błysk lakieru. - Masz pusty zeszyt?! Co to ma znaczyć?!
- To ta psycholka, pani Jung - odezwał się ktoś siedzący z przodu.
Nauczycielka spojrzała na mnie uważniej i uśmiechnęła się pogardliwie.
- Myślisz, że skoro zaszczyciłaś nas swoją obecnością, to już wystarczy? - wycedziła. - To nie jest przedszkole dla upośledzonych dzieci, kochanie - to określenie wcale nie wydawało mi się miłe, ale wciąż milczałam. Zbladłam; czułam to wyraźnie. - Nie umiesz mówić?! To chociaż notuj!
Odwróciła się ode mnie na pięcie, po czym, przechadzając się po klasie, zaczęła prowadzić lekcję. Nie potrafiłam się skupić; mówiła zbyt szybko. Starałam się przekonać, że nie robi tego specjalnie, jednak co jakiś czas patrzyła na mnie nieprzyjaźnie – zauważyłam, że zazwyczaj później zaczyna mówić z jeszcze większym tempem. Zapisywałam słówka, które dyktowała, niewyraźnie i z błędami.
Dziewczyna, która siedziała obok mnie, śmiała się. Wcale nie kryła się ze swoim rozbawieniem.
- Koniec klasy, cisza!- krzyknęła profesor Jung.
- To Kahee, proszę pani - moja sąsiadka wzruszyła ramionami. - Ciągle mnie rozprasza.
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię; nie powiedziałam ani słowa. Nauczycielka westchnęła.
- Porozmawiam z twoim wychowawcą - powiedziała do mnie, jednak nawet na mnie nie spojrzała. - Jeśli dalej będziesz mi przeszkadzać, wyślę cię do dyrektora- zagroziła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz